Menu

Czy trzeba bać się utraty pracy z powodu braku znajomości angielskiego?


08 październik, 2021 Motywacja, Nauka

Wyobraź sobie, że zaczynasz nową pracę gdzie angielski nie jest wymagany. Po jakimś czasie firma zostaje ‘wchłonięta’ przez jakąś międzynarodową korporację. Nowi właściciele i zarząd mówią po angielsku, ale nie jest to problem, ponieważ  na spotkaniach zawsze jest ktoś, kto wszystko przetłumaczy. Nikt nie wymaga od pracowników, aby zaczęli uczyć się angielskiego. Firma nie organizuje też żadnych kursów językowych. Historia może mało prawdopodobna, ale nie niemożliwa.

Pracowałam przez kilka lat z osobą, która na początku nauki ze mną wcale nie potrzebowała używać angielskiego w pracy. Dlaczego więc się do mnie zgłosiła?

Chyba kierowała nią kobieca intuicja i przekonanie, że nic nie trwa wiecznie. Pani była zatrudniona na stanowisku menedżera w międzynarodowej firmie. Angielski owszem, pojawiał się, ale tylko podczas spotkań z zarządem lub podczas wizyt zagranicznych dyrektorów. Nikt na tych meetingach nie wymagał od niej znajomości języka, a gdy zaszła potrzeba zapytania ją o coś z zakresu tego, czym się w pracy zajmowała, zawsze obecny był tłumacz. Nasza bohaterka  jednak nie była do końca spokojna i myśląc długofalowo zafundowała sobie lekcje ze mną. Indywidualne, z języka biznesu. 

Na początku pracowałyśmy z poziomem pre-intermediate czyli niższym średniozaawansowanym. Wiele sama nie mówiła, potrzebowała czasu na rozkręcenie. Po jakim czasie, mniej więcej po roku nauki, zaczęła polecać mnie znajomym. Dlaczego? Ponieważ sama zauważyła  konkretne wyniki naszej wspólnej pracy: w pewnym momencie przestała na tych firmowych zebraniach korzystać z pomocy tłumacza. 

W kolejnych latach mówiła coraz płynniej, z większą pewnością siebie. W pracy była w stanie wytłumaczyć kolegom i przełożonym z innych krajów zawiłości polskiego systemu prawnego i odpisywać na służbowe maile.

Ale nie tylko zawodowo. Również w życiu prywatnym potrafiła sobie radzić: podczas wyjazdów wakacyjnych co najmniej dwa razy znalazła się w sytuacji, gdzie jej angielski ją uratował. Związane to było z odwołanymi lotami powrotnymi do kraju.

Najbardziej chyba byłam dumna ze swojej uczennicy, gdy mi po angielsku opowiadała z czym ma do czynienia - tłumacząc zawiłości naszego wciąż zmieniającego się prawa. A wszystkie te umiejętności nabyła dzięki własnej pracy i własnej inicjatywie, ponieważ w pracy nigdy oficjalnie nie wymagano od niej znajomości angielskiego. Sama podjęła decyzję o finansowaniu swojej nauki. 

Rozmawiając ze mną przed wakacjami, podsumowała tak swoją historię: gdybym wtedy do pani nie przyszła, nie wiem gdzie bym teraz była. Nie wiem, czy bym jeszcze  tu pracowała.

Wniosek z tej historii pewnie jest taki, że czasem warto samemu wyjść z inicjatywą, zamiast czekać na wyraźne sygnały z góry.

Chcesz mnie o coś spytać? Zapraszam do kontaktu!